czwartek, 1 grudnia 2016

Uważajcie!!!



Hej!

Był dziś już jeden wpis, wiem ;) Jednak przytrafiła mi się dziś nieciekawa sytuacja i chcę do Was zaapelować poniekąd.

Mamy jesień, a właściwie już zimę, patrząc na pogodę (taak przypomnę, jakby ktoś nie miał okna :P). Co za tym idzie, szybko robi się ciemno. W związku z tym trzeba bardzo uważać, gdy wracamy ze szkół, uczelni, pracy itp. 

Co się stało?

Wracałam z uczelni. Nie była to jakaś szczególnie późna pora. Sporo ludzi na ulicy. Jednak, bądź co bądź, było ciemno. Napadnięto mnie...

Przechodziłam właśnie przez pasy. Zobaczyłam w oddali przy galerii handlowej mężczyznę któremu najwyraźniej się nudziło, bo zabawą, którą sobie wymyślił, było kopanie śniegu. Spojrzałam wtedy na niego, by móc go za chwilę wyminąć. Niestety zaczął zagadywać. Szłam szybkim krokiem w stronę, gdzie było więcej ludzi. Gonił mnie. Był bardzo natarczywy. Weszłam do galerii, jednak miałam wrażenie, że tam też mnie gonił. Na szczęście go zgubiłam... Niewątpliwie pomogło też to, iż było tam dużo więcej ludzi i ochrona, przez co musiał odpuścić.

Uważajcie!

Pamiętajcie, że nawet kilkoro ludzi na ulicy i fakt, że jesteście w centrum miasta, nie gwarantuje Wam 100% bezpieczeństwa. Warto mieć zawsze przy sobie środek do obrony, gdzieś w bliskim zasięgu ręki. Ważne, abyście tą rzecz dobrali pod swoje umiejętności i charakter. Nie każdy będzie miał na tyle zimnej krwi, by potrafić w ostateczności użyć noża. Nie wspominając o wspomnieniach, które też nie będą za dobre z ewentualnego zdarzenia (tak czy siak nie byłyby dobre, ale krew przy tym może bardziej przerażać). Jeżeli wiecie, że w takich sytuacjach paraliżuje Was strach, ograniczcie się do gazu pieprzowego. Najlepiej kupcie kilka sztuk i jedną postarajcie się wcześniej wykorzystać, by wiedzieć, jak szybko i bez zawahania jej użyć (oczywiście pamiętajcie, by nie stosować go pod wiatr z dalszej odległości, bo spowoduje to, że obezwładnicie siebie, a nie oprawcę, przez co ułatwicie mu sprawę). 

*  *  *
Jeżeli nie musicie, nie wyruszajcie na spacery itp. po zmroku. A jeśli jesteście do tego zmuszeni, pamiętajcie o tym, by zapewnić sobie bezpieczeństwo. 

Pozdrawiam i proszę, weźcie to sobie do serca.

Nela.

niedziela, 13 listopada 2016

Pani Anna Dymna.

Hej ;)

Po wczorajszym dniu wzruszeń i pierwszego większego docenienia ze strony osoby, która nie jest zbyt mocno powiązana z moim środowiskiem - a mówię o Pani Evie Minge (której serdecznie dziękuję za docenienie), pora się otrząsnąć i podjąć nowy temat :)

Cóż, najczęściej media uwielbiają szukać "dziury w całym". Nie zawsze jest to złe. Cóż... może należałoby podkreślić, iż mam teraz na myśli telewizję. Radio jest nieco czystszym medium. Może dlatego właśnie tam widzę się w przyszłości. A prasa... jej do końca nie można przypiąć łatki hien. Nie oszukujmy się, większość kolorowych pisemek nawet nie zasłużyła na miano prasy, chociaż w myśl prawa właśnie nią jest. Dlaczego więc obarczać tą łatką całą prasę, skoro z prawdziwą prasą ma to niewiele wspólnego?

Wczoraj wspomniałam, jak świetnie telewizja i kolorowa prasa potrafi kreować ludzi znanych- zwykle na ich niekorzyść. Dlaczego? Szukają sensacji! Tylko że informacja przekłamana moim zdaniem sensacją się nazywać nie powinna.  Ludzie mają jednak to do siebie, że lubią interesować sie życiem innych. Moim zdaniem dość słaba rozrywka. Bardziej warto się skupić na wartościach, jakie każda osoba znana sobą reprezentuje.

Pani Annie Dymnej na szczęście w większości oszczędzono nagonek. Dlaczego? Sama nie wiem. Nie udało sie nikomu zaszkodzić jej wizerunkowi. Chociaż tej dobrej duszyczce oszczędzono szykan.

Pani Anna Dymna.

Tą Panią znamy nie tylko z ekranu telewizora za sprawą aktorstwa filmowego, ale również z teatru oraz z działalności charytatywnej. Udziela się ona w wielu fundacjach, a nawet jest prezesem swojej własnej fundacji- Fundacji Anny Dymnej "Mimo Wszystko".

To kolejna osoba warta naśladowania. Niezwykły talent aktorski, wspaniała artystka, a za razem wspaniały człowiek.

Pani Ania stwierdzała w mediach, iż smuci ją fakt, że wielu ludzi zapomina o jej aktorstwie i patrzy na nią przez pryzmat tylko i wyłącznie działalności charytatywnej. Pani Aniu, mogę Panią przekonać ze swojej strony, iż jest Pani w błędzie. W końcu jestem przedstawicielką dość młodego pokolenia, a dość dobrze znam filmy, w których Pani występowała. Sztuk teatralnych może mniej, może nawet sporo mniej, ale chyba głównie za sprawą tego, iż nie jestem z Krakowa i w Krakowie, szczerze mówiąc, jeszcze nie byłam. Wszystko przede mną! Ale na pewno nie jest tak, że Panią kojarzymy bardziej z działalności charytatywnej, co aktorskiej. Myślę, że gdzieś to się równoważy. I dobrze! Bo chyba ponad sztuką powinien być przekaz. Powinny być wartości.

Gdy obserwuję media i widzę, że chociaż na Panią Anię nie ma większej nagonki, dostrzegam światełko w tunelu. Jednak są dziennikarze na tym świecie, którzy na to miano zasługują.


*  *  *


Pani Dymna to kolejny wzór dla młodszych pokoleń. Może nie tyle samego mojego pokolenia, czy pokoleń starszych, co tych niżej. My już jesteśmy w zasadzie w jakiś sposób ukształtowani. Jednakże wciąż możemy czerpać inspirację. Zmieniać swoje nawyki. Spojrzeć na drugiego człowieka z miłością, a nie pogardą.

Warto dojrzeć te cudowne, wspaniałe duszyczki, które są powiązane ze światem show-biznesu. Zobaczyć, iż jedyne, co nas różni od tych znanych, to sława, mniejszy talent, czy inne zasoby konta w banku. Wciąż jednak znani ludzie są tacy jak my. I, na całe szczęście, spośród nich, można wyszukać tych, którzy mają wspaniałe serca. I oby jak najwięcej takich ludzi!

Pozdrawiam,

Nela.

PS. Zachęcam gorąco do zapoznania się z dokonaniami zarówno Pani Ani Dymnej, jak i Pani Evy Minge. Nie tylko tymi charytatywnymi, ale i tymi artystycznymi. Mogę ponadto dodać, iż na tym nie koniec. Iż jeszcze będziecie mogli przeczytać na tym blogu o Wielkich  Ludziach Polskiego Show-biznesu. Tych, którzy na miano Wielkich w pełni zasłużyli, bo nie tylko artystycznie, ale i osobowościowo, są wspaniali.

sobota, 12 listopada 2016

Kilka słów o Pani Evie Minge.

Hej ;)

Jak wielu z Was czyta tzw. "kolorową prasę"? W formie papierowej, bądź internetowej? Cóż, ja osobiście nie czytam... I można by za to wieszać na mnie psy, bo skoro jestem przyszłą dziennikarką, to powinnam wiedzieć absolutnie o wszystkim. Nigdy jednak nie pozostaje w tyle i wiem, co się dzieje, czy to w polityce, czy w świecie show-biznesu. O "kolorowej prasie" nie mam najlepszego zdania, ale dziś nie będę mówiła bezpośrednio o niej.

Pani Eva Minge.


Wiele osób zarzuca Pani Evie sztuczność. Widzą oni jedynie jej powłokę. Oceniają wygląd. Jednak kto dał im prawo oceny czyjegoś wyglądu? Czyż nie jest tak, że to my sami musimy się sobie podobać? Wielkie piękności od oceniania się znalazły. Proponowałabym takim ludziom, aby zadbali o własne poczucie wartości, skoro opiera się ono o nagonkę na innych.

Wiecie co? Może przyznacie mi rację, a może nie. Jednak w Pani Evie jest najmniej sztuczności spośród większości gwiazd. (I nie mówię wyłącznie o polskim show-biznesie.) Nie interesuje mnie, co założy, co zrobi ze swoim wyglądem.... Ma prawo do manifestowania siebie, bo jest nie tylko człowiekiem posiadającym wolną wolę, ale również artystką mającą twórczy umysł. A, co więcej, serce! Coś, co bardzo ciężko znaleźć, nie tylko wśród znanych, ale i całego społeczeństwa.

Dlaczego twierdzę, iż Pani Minge ma najmniej sztuczności spośród większości gwiazd? A no dlatego, że większość tych gwiazd potrafi wydawać tysiące na jakieś torebeczki, ubranka itp. Cóż, każdy z nas chciałby zapewne trochę przepychu w życiu... Jednak nie przesadzajmy! Pani Eva nie wstydzi się tego, że na co dzień jest normalnym człowiekiem. Podkreślam! NORMALNYM CZŁOWIEKIEM! Ona również robi zakupy, również je, również wykonuje czynności fizjologiczne. A w tym wszystkim najlepsze jest to, że nie chodzi po najdroższych sklepach, a po takich, jakie odwiedzają przeciętni ludzie. Dlatego można ją spotkać chociażby w C
entrum Chińskim!

Dodatkowo Pani Minge potrafi okazać serce. Nie tylko udziela się charytatywnie (i widać, że nie jest to na pokaz, bo Pani Eva dosłownie tym żyje), ale i potrafi porozmawiać z każdym człowiekiem. Nie ważne, czy jest bezdomny, czy pije... Ilu z Was by potrafiło to zrobić?!

Powiem tak. Ten, kto chociaż raz okazał serce temu, kto już nie pamiętał, jak to jest poczuć przychylność drugiego człowieka, wie, jak bardzo jest to wspaniałe uczucie. Opowiem Wam o czymś. I nie po to, by się pochwalić.

Okaż serce.

Niemalże rok temu robiliśmy ze znajomymi filmik na studia. Miał on dotyczyć akcji "Free Hugs". Zaopatrzeni więc w kolorowe tabliczki, wyruszyliśmy w miasto, by sprawdzić prawdziwą reakcję ludzi na takie akcje. I jedna sytuacja utkwiła mi szczególnie w pamięci...

O Pani Evie jeszcze wtedy tyle nie czytałam. Nie była to żadna inspiracja.

Spotkaliśmy pewnego pana. Zapytałam go, czy pozwoli się przytulić w związku z akcją. Pan ten był bezdomny. Od razu powiedział: "Ale ja taki brudny... Pobrudzę panią.". Odpowiedziałam mu: "To nic". I go przytuliłam. Wcale nie śmierdział, ani nie było czuć od niego alkoholu. I wiecie, co się później okazało? Że pan ten załamał się i dlatego trafił na ulicę. Że jest wykształconym człowiekiem. Płakał po tym, gdy go przytuliłam i mi dziękował. Cieszył się i powtarzał: "Nikt we mnie już nie widział człowieka, a pani go zobaczyła".

*  *  *

Dziś wspominam tą sytuację ze łzami w oczach. I nie piszę Wam o tym, abyście mnie chwalili. Nie! Chcę pokazać Wam, jak ważne jest, by patrząc na skutek, potrafić dostrzec historię człowieka. Nigdy nie wiecie, jak sami skończycie.

Polecam Wam trafić na profil fb Pani Evy Minge. Uczcie się od tej kobiety. Pani Evo, jeżeli kiedykolwiek Pani to przeczyta (jakimś cudem), jest Pani jedną z najpiękniejszych ludzi. Nie tylko dlatego, że dostrzegam w Pani to piękno, patrząc na Panią, czy na Pani szczerość i brak sztuczności w odczuwaniu. Ale i dlatego, że cała jest Pani piękna. Ma Pani złote serce. Życzę Pani wszystkiego co najlepsze i by całe to dobro, które Pani przekazuje innym, powróciło do Pani.

Szukacie swojego wzoru do naśladowania? Oto jeden z nich. Pani Eva Minge!

Pozdrawiam, 

Nela.

"Miej serce i patrzaj w serce" - Adam Mickiewicz

środa, 9 listopada 2016

Omamiająca telewizja.

Hej

Wczoraj luźniej, dziś już troszkę poważniej ;)

Świadomość społeczna co do odbioru treści medialnych jest zastraszająco niska. Szczególnie "wodę z mózgu" robi ludziom telewizja. Społeczeństwo wszystko chłonie, niczym gąbka, wierząc ślepo, że w telewizji mówią prawdę. Otóż mylicie się!

Załamują mnie teksty ojca, gdy mówi: "Widziałem w telewizji, to wiem". Tak... Wie to, co usłyszy.
I można by się już w tym momencie załamać, bo skoro pokolenie naszych rodziców jest, przynajmniej w części, tak nieświadome, to im dalej w pokolenia, tym gorzej.

Babcia mi na szczęście pokazuje, że jest jakieś ziarenko nadziei, mówiąc: "Ja wiem, że oni kłamią". Niestety gdy po kilku godzinach stwierdzi, że to a to "jest takie cudowne", bo "usłyszała tak w telewizji", nadzieja przygasa. (nie mylić z zakupami mango, czy ubezpieczeniami, bo akurat na tym pułapie świadomość zarówno babci, jak i ojca oceniam dość wysoko)

Cóż, i w naszym pokoleniu jest z tym problem. U pokoleń niżej... Na całe szczęście już prawie w ogóle nie ma telewizji. Jednak nic to nie da, ponieważ nieświadomi rodzice nie uczą świadomości swoich dzieci, a te często same tego za szybko nie zrozumieją. Co z tego, że telewizja jest wypierana? A internet? Youtube? I nie, nie umywajmy sobie rąk stwierdzeniem, że "Twórcy są odpowiedzialni za reakcje odbiorców". Nie. Za reakcję jesteśmy odpowiedzialni my. Każdy z osobna. A za najmłodszych, rodzice. Może więc warto pójść po rozum do głowy i dodatkowo przestać kaleczyć swój umysł, jak i umysł dzieci, nieświadomością?

"Oddzielić ziarno od plew"?

Jakiż byłby to cudowny świat, gdzie ludzie potrafili by racjonalnie podejść do mediów. Ja, na całe szczęście, od dawna już patrzę w ten sposób na media. Studia jeszcze bardziej otworzyły mi na to oczy.

Oto kilka punktów, które mogą Ci pomóc odróżnić, co jest prawdziwe w telewizji, a co nie:

1. Paradokumenty nie są dokumentami.
I mówię tu o: "Trudnych Sprawach", "Dlaczego ja?", "Szkole", "Szpitalu", "9-miesiąc", "19+" (coś nowego), a nawet programach detektywistycznych, czy o sprawach w sądzie, które są naprawdę niskich lotów.
To nie dzieje się na faktach autentycznych! Serio! To nie są dokumenty! To ich odwrotność!
Polecić za to mogę "Na ratunek 112". Póki co, to jest jedyny program, który faktycznie ma jakąś swoją rolę. Jaką? Nie tylko tą negatywną- wybielenia naszej służby zdrowia, ale i pozytywną, która przebija ten negatyw. Uczy postępowania w nagłych sytuacjach. Tak! Dokładnie tak należy postępować! Byłam kilka razy świadkiem takich sytuacji w rzeczywistości...

2. Piękni ludzie w telewizji, nie są piękni.
Tak. To tylko makijaż. To odpowiednie oświetlenie. To sztab stylistów. To zabiegi. W rzeczywistości nikt nie jest taki idealny.

3. Serialowa fabuła nie jest prawdziwym życiem.
Scenograf, bądź reżyser, pisze sceny do każdego serialu. Niektóre, owszem, są bardzo z życia wzięte. Ale nie takie typu  "Na Wspólnej", "M jak Miłość", "Barwy szczęścia", "Mody na sukces", czy seriale brazylijskie itp. To po prostu chłam, tasiemiec żywiący się Twoimi szarymi komórkami. Pamiętaj! To, co się dzieje w serialu, w nim zostaje. Aktorzy tylko grają role. Nie są tymi osobami, które grają. Tak jak Pan Piotr Cyrwus nie jest pełnoetatowym Ryśkiem z "Klanu".

4. Jeżeli oglądasz wiadomości, oglądaj je na kilku kanałach.
Być może jesteś zwolennikiem danego programu. Pamiętaj jednak, żaden Ci 100% prawdy nie powie. Dlatego warto obejrzeć te same wiadomości na 2-3 kanałach, po czym odjąć im otoczkę światopoglądową, by otrzymać suche informacje. 

5. Zainteresuj się polityką.
Nie jest ważne, jak bardzo tego tematu nie lubisz. Masz czynne prawo wyborcze? Więc się zainteresuj, by później nie narzekać! Pamiętaj! Przed wyborami słyszysz o programach wyborczych. Wystarczy znać program działania danej partii, by wiedzieć, czy spełnią to, co mówią. Czy ich popierasz, bo reprezentujesz ten sam światopogląd.
Poza wyborami pamiętaj, że sprawy, które poruszane są w wiadomościach, często są sprawami zastępczymi. Tak, dokładnie jak Czarny Protest. Wiedziałam, że to temat zastępczy. Miałam pisać również o CETA. Jednak tak się jakoś złożyło, że temat przeminą, wpisu nie było... więc uleciał. Każda sprawa, mała czy wielka, jest ważna! Zainteresuj się polityką, by nie oszukiwano Cię na każdym kroku!

Na koniec.
To tylko pięć niezbyt długich punkcików, a mogą Ci pomóc. Oczywiście bez zdrowego rozsądku, to bardzo mało. 

Ja przestałam oglądać telewizję pod koniec gimnazjum. Teraz, przyznam się, zaczęłam ponownie. Jednak widzę, co to ze mną robi... I ponownie odcinam się od telewizji.
Dobrze, że nie powróciłam do kolorowej prasy, której postanowiłam nie czytać na samym początku liceum. Cóż, tu mi pomaga to, że kompletnie nie interesuje mnie życie prywatne znanych osób.

Telewizja dlatego nas omamia, ponieważ omamionym społeczeństwem łatwiej jest kierować. Jak myślicie, kto może za tym stać?

Proszę Was o rozwagę i skupienie. Chcąc korzystać z czegoś, korzystajmy z tego z głową.

Pozdrawiam,

Nela.


PS. Zapraszam Was do wpisu, który również pojawi się dzisiaj. Będzie miał on charakter informacyjny i poruszę w nim również krótko temat tego wpisu.
(Już się pojawił! Klik? -> Informacyjnie: Szykują się nowe serie? Zapraszam :)  )

niedziela, 6 listopada 2016

Coraz bliżej święta?

Witam witam ;)

Pozostając jeszcze w temacie reklam...Pamiętacie oznaki świąt? Znaczy takie poza śniegiem. :P "Kevin" w telewizji, reklamy Coca Coli z ciężarówką i piosenką "coraz bliżej święta", gazetki sklepowe prezentujące jego asortyment, w skład którego wchodzą już bombki i choinki...

Zawsze wiele osób komentowało zjawisko pojawiania się reklam świątecznych w połowie listopada dość niepochlebnie. Trudno się nie zdziwić. Do gwiazdki jeszcze miesiąc, a reklamy już nas bombardują z każdej strony.

Jednak w tym roku reklamodawcy przechodzą samych siebie. Koncerny medialne również ;) Tylko że "Kevin sam w domu", czy "Kevin sam w Nowym Jorku" to tylko filmy. W dodatku jak jeden z nich włączą w tv, nie oznacza to jeszcze, że święta tuż tuż. Chooociaż wywołuje to u nas drobny uśmieszek na twarzy i myśl: "Jej, już idą święta".

 Ale reklamy zdecydowanie bardziej podkreślają, że "to już ten czas".W tym roku reklamy zniczy na 1 i 2 listopada pojawiły się na samym początku października. Więc co się będą hamować z reklamami świątecznymi? :D Punkt 3 listopada i pierwsze reklamy! Po co tracić czas?! To co, że jeszcze wczoraj odwiedzaliśmy groby naszych bliskich, wspominając ich w związku z Dniem Zadusznym, i stawialiśmy im znicze.


Kto w tym roku się pospieszył?


T-mobile było absolutnie pierwsze. Wygrało ten wyścig. Pierwsza reklama z niby lekkim akcentem na końcu w postaci Cleo śpiewającej pod rytm ich reklamowej melodyjki "Dzyń dzyń dzyń dzyń dzyń". Zaraz za T-mobile pospieszyło się Tesco z gotowaniem na święta oraz kilka innych. T-mobile oczywiście nie zamierzało zostać w tyle z jedną jedyną reklamą. Pojawiła się kolejna, a w niej choinka itp.


Jednak czy ten pośpiech jest potrzebny?


Cóż, skoro takie reklamy się pojawiają tak szybko, musi być dla nich jakieś "za". Być może społeczeństwo potrzebuje po 1 i 2 listopada oddzielić się od smutków i spojrzeć na coś, co kojarzy się wesoło? A może to naturalne, że każdy z nas czegoś oczekuje, patrzy w przyszłość, a w związku z tym pomału łapie się za kieszeń. Może jednak to tylko chwyty reklamowe, które mają na celu przez miesiąc zapaść w pamięć, by przez kolejny na tym zarabiać?

***
Handel handlem, ale bądźmy poważni. Gdyby takie reklamy zaczęły się pod koniec listopada, nikt by na tym nie ucierpiał. I tak jeszcze w listopadzie nie robimy zakupów świątecznych. Dlaczego? Z prostych przyczyn! Do grudnia jeszcze miesiąc. Jesteśmy na etapie, gdy zastanawiamy się, gdzie tegoroczne święta spędzimy. W domu, czy też u rodziny? I chociaż może niektórych z nas ciągnie do świąt pomimo tych wydatków, bo to w końcu najpiękniejsze święta w roku (przynajmniej według mnie), to może warto przystopować?
Zaczynam się już obawiać, że pieniądze na prezenty nie są jeszcze odłożone, choinka jeszcze nie kupiona, a i brak czasu na świąteczne porządki. :D

Nie mam nic przeciwko komercjalizacji gwiazdki. Jednak nie zapominajmy o tym, co najważniejsze w święta! ;) O najbliższych i o tym duchu świąt.

No i nie pozwólmy się zwariować reklamom. W końcu to one w dużej mierze przyczyniają się do tego, o czym myślimy, czyli w tym wypadku o świętach.

Pozdrawiam,


Nela.


PS. Postaram się o jeszcze większą częstotliwość zamieszczania postów. Patrząc na to, co mnie czeka przez najbliższy tydzień, raczej nie powinno być to trudne. Podchorowało mi się i czeka mnie 7 pięknych dni z łóżkiem i antybiotykiem w roli głównej :P

AHA! No i śnieżek za oknem ma sie pojawić w tym tygodniu! Będziecie go wypatrywać? Bo ja na pewno! Już coś nie coś w Opolu prószyło kilka dni temu, ale na tyle, że nie było to widoczne, więc to nie był do końca pierwszy śnieg ;) O! To jest prawdziwy zwiastun świąt. Śnieżek! Szkoda, że zwykle go ostatnio w nie nie ma :( Noo! Pa pa.

sobota, 5 listopada 2016

Reklamowe starcie!

Hejo

Coraz mniej osób w dzisiejszych czasach ogląda telewizję. Tak, osobiście też należę do grupy osób, które starają się omijać ją szerokim łukiem. Jednak reklamy w formie krótkiego video możemy spotkać również w sieci. Przyglądacie się czasem temu, co oglądacie i jak łatwo polec z reklamą? Czy widzicie, jak firmy, banki, czy wszelakie koncerny ze sobą rywalizują?

Bez względu na to, jakie padły odpowiedzi na te pytania w Waszych myślach, chcę Wam przedstawić dość ciekawe starcie reklamowe. Dla mnie osobiście nawet nieco śmieszne.


Reklama Bocian Pożyczki.


Któż z nas nie kojarzy reklam Bociana... Co jest tego zasługą? Chwytliwe hasło reklamowe! Oj tak, osoba zajmująca się u nich reklamą, miała świetny pomysł. Hasło brzmi:


"Gdy potrzeba siana, zadzwoń do Bociana. 600-100-100 - Bocian Pożyczki. To jest to!"

Proste, chwytliwe, śpiewne, rymowane... Czegóż chcieć więcej? A jeżeli my reklamy nie obejrzymy, nic straconego! Najmłodsi w naszych domach szybko podłapią rymowankę i powtórzą ją nam. Zdecydowanie udało się Bocianowi.


Odpowiedź Providenta.


Provident miał utrudnioną sprawę ze względu na wiele lat działalności, rozpoznawalną nazwę i przypiętą łatkę. (Nie zamierzam oceniać prawdziwości tej łatki w tym wpisie, ponieważ nie tego on dotyczy). No i Bocian... Konkurencja z dobrym hasłem reklamowym, do której jeszcze żadna łatka na dobre nie przyległa. Cóż więc Provident mógł poradzić? Otóż wymyślić chwytliwą reklamę z hasłem, która nakreśli ich wyższość nad Bocianem. 



Ale... Coś nie wyszło. Hasło bowiem brzmiało tak:

"Jeśli potrzebujesz sałaty, siana lub kapusty, to najlepiej idź do warzywniaka.
Jeśli potrzebujesz sprawdzonej pożyczki, nie musisz nigdzie iść!..."

Dalej oczywiście numer do Providenta i ulokowanie nazwy.

Pomijając już nawet brak chwytliwości, czy prostoty w haśle... Kto normalny chodzi do warzywniaka po siano?! :D

Oczywiście Provident zdał sobie sprawę z błędu i szybko usunął z hasła "siano". Hasło nadal nietrafione, a w dodatku już nie podtrzymuje ono rywalizacji.

Zaskakujące jest to, że na koncie Providenta na yt nadal jest stara reklama, zaś w telewizji już zmieniona wersja. No i te nagłe zasypanie kolejnymi reklamami... Wygląda to tak, jakby błąd chcieli zasłonić czasem antenowym i swoim postępem. 

~~~

Nie jest ważne, która instytucja pozabankowa jest lepsza. Oceniam tu starcie reklamowe, którego wyniki to:

       Bocian vs. Provident -  1    :    0

Nela.


środa, 26 października 2016

Dzień Wszystkich Świętych- Czy to już komercja?

Hej ;)

Jak wspomniałam we wczorajszym wpisie dotyczącym Halloween (<- klik i możesz przeczytać ;) ), chciałabym poruszyć temat Dnia Wszystkich Świętych i jego komercjalnych aspektów. Czy to wciąż katolickie, a za razem polskie święto? A może już komercha? Czy nasze państwo oraz wszelkie markety działają właściwie?

 

Handel a Dzień Wszystkich Świętych.

Mniej więcej 2 tygodnie przed tym świętem w gazetkach różnych sklepów odnajdujemy przeceny zniczy, kwiatów itp. drobiazgów, które mamy postawić 1 listopada na grobach naszych bliskich. W tym roku jednak sieci handlowe przechodzą same siebie! Około 10 października w telewizji oglądać mogliśmy już spadające listki i inne symbole oznaczające jesień, a wśród nich stały (Uwaga!!! Uwaga!!!!) znicze. Co więcej, sklepy nie czekały nawet na reklamy telewizyjne! Bo i po co?! Od razu z dniem 1 października wyjechały ze swoimi, jakże cudownymi, promocjami! Ok, to teraz zadajmy sobie pytania: "Czy to święto nadal prowadzi do zadumy? Do wspominania zmarłych? Czy może do kalkulacji finansowych?".

Nasze państwo, a raczej koncerny handlowe, czy medialne, mają to do siebie, że, mówiąc potocznie- "trzepią na nas hajsy" (jeśli nie rozumiesz, czyt. próbują zarobić z Twoich funduszy w imię... no właśnie, czego imię?) pod pretekstem świąt! W końcu, skoro potrafią zarabiać na tragedii w Smoleńsku, więc na śmierci polskiej elity, albo na Janie Pawle II, który, de facto, nie żyje, to kto zabroni handlowcom dorobić się na śmierci naszych bliskich? O Halloween mówimy: "komercha". Ale czy Wszystkich Świętych też już się o nią nie ociera?

 

Komercjalizacja święta 1 listopada?


A gdzie ta komercha? Spójrzmy na naszych bliskich (żyjących). Czy każdy z nich maszeruje na cmentarz z zadumą? Zamyślony nad własnym życiem? Czy tego dnia usiądzie z rodziną i powspomina dawnych członków rodziny, którzy odeszli? No raczej w dużej mierze nie. Część z nas, jeżeli nie większość, zapomniała o sensie tego święta. Dla jednych może to być dzień odwiedzenia kościoła, ale i odwiedzin cmentarza, dla innych tylko odwiedzin cmentarza. I chociaż święto to jest nacechowane religijnie, to każdy z nas może świętować je w każdym dogodnym dla siebie wymiarze! Tylko czy odwiedziny grobów, bo "trzeba się pokazać", albo konkurs "Kto kupi najpiękniejsze kwiaty/ znicze", są świętowaniem? (Oj, ale ważne! Przy tym ekonomiczność! Duże, piękne, ale najlepiej za grosze! Tylko nikt nie może się dowiedzieć, że to z przeceny.) W pewnym stopniu tak, ale świętowaniem swojej pogoni za byciem najlepszym, świętowaniem swojego życia na pokaz, bo na pewno nie wspomnień, czy chęci "podarowania" czegoś od serca osobie zmarłej.

 

Na koniec...


Proszę Was o zastanowienie się, czego dotyczy dzień 1 listopada. Podpowiem- ma charakter symboliczny (a przynajmniej dla mnie). Nie oznacza, że tego dnia musisz być na cmentarzu, ale fajnie by było, gdybyś się tam jednak pojawił/ pojawiła. I nie dlatego, bo tak wypada, ale dlatego, że ludzie, którzy umarli, zapewne za życia potrafili znaleźć dla nas czas. Więc i my moglibyśmy wygospodarować trochę tego czasu. Nie po to, by postawić giga znicz z przeceny. (Wierzcie mi, to kompletnie nie ma znaczenia! To Wasi bliscy, więc co za różnica, czy za znicz dacie 2 złote więcej, czy mniej? Nie bądźmy cebulaczkami! Tak samo jest co do "cudowności" Waszych zakupów. Mogą one być najpiękniejsze na świecie, ale jeżeli nie "darujecie" ich prosto z serca, to lepiej nic nie kupujcie) Wybierzcie się na cmentarz, by powspominać zmarłych, osprzątnąć ich groby- po prostu by okazać pamięć. Święto to ma nam przypomnieć, że gdzieś na dnie naszych serc wciąż są ludzie, którzy stali się już prochem. I nie ważne, czy wierzymy w życie po życiu, czy też nie. Ważne, że nasze wspomnienia sprawiają, iż są oni wciąż w jakiś sposób żywi.

Nela.

wtorek, 25 października 2016

Halloween.

Hej ;)

Kalendarze większości Polaków informują już o 1 listopada- powszechnie nazywanym Dniem Wszystkich Świętych. W związku z tym nabywamy znicze i inne drobiazgi, które za tydzień postawimy na grobach naszych bliskich zmarłych. (Temat z tym związany poruszę za kilka dni) Jednak "większość" nie oznacza "wszyscy". Niektórzy z nas przecież świętują jeszcze jedno święto, które, chociaż jedynie o jeden dzień, jest bliżej w kalendarzu. Halloween.Pomińmy więc historię tego święta, bo to każdy z nas może wyszukać w wikipedii, czy na innych tego typu stronach. Skupmy się jednak pytaniu: "Czy to święto powinno się obchodzić?"

Jakiego argumentu przeciw używają najczęściej Polacy?


Nikogo to raczej nie zdziwi. Najczęstszym argumentem przeciwko Halloween jest to, że przecież to nie jest nasze święto. Powoływanie się na przodków, na tradycję itp. I to jest chyba najśmieszniejsze! Skoro mówimy o tradycji, warto by było wspomnieć, że nasi przodkowie obchodzili zupełnie inne święta, niż te, które często ma na myśli osoba przytaczająca ten argument! A w tym przypadku? Dziady! Otóż nie jest to jedynie tytuł książki Mickiewicza. Nasi przodkowie wierzyli, że duchy zmarłych nawiedzają swoje dawne domostwa przez niektóre dni w roku. Z uwagi na to, m. in. w maju oraz w nocy z 31 października na 1 listopada, usiłowali na tym skorzystać. Jak? Zdobywając ochronę i swego rodzaju przychylność zmarłych. Nie należało to jednak do rzeczy prostych. Najważniejszą częścią obchodów było nawiązanie kontaktu z duchami odwiedzającymi dane domostwo. Gdy to się im udało, czekało ich wyzwanie w postaci przypodobania się duszy. Spełniali więc prośby swoich gości z zaświatów, z nadzieją, że to zapewni im opiekę ducha nad nimi i ich domostwem.

Dzisiaj Dziady są obchodzone tylko w niektórych regionach Polski. Oczywiście już nie w takiej formule, jak kiedyś. Teraz owo świętowanie polega na zebraniu się przy ognisku w nocy z 31 października na 1 listopada i opowiadaniu sobie wzajemnie strasznych historii oraz opowieści o przodkach itp.

Katolickie argumenty przeciwko Halloween.


Katolicy zwykli twierdzić, że ludzie świętujący Halloween czczą szatana. Osobiście nigdy nie widziałam, aby przeciętny przebieraniec bił pokłony, czy odprawiał rytuały. Pozostaje jednak możliwość nieświadomego czczenia. Tylko zastanawiające jest to, że środkiem tego czczenia mają być kolorowe stroje, zabawne piżamki-pajace, czy kredki, którymi pomalowaliśmy sobie twarz. :D Ksiądz Natanek by się nie zgodził ze zwolennikami tej teorii. W końcu "Czarny jest zły. [...] Czarny jaki piekło, czerwony jak ogień.". Wychodzi na to, że jak założymy np. żółty strój, bądź pomalujemy się np. fioletową kredką, to już jesteśmy bezpieczni. Uff. A piżamki? Na stos!

Drugi argument przeciw? Wzmożona liczba opętań tej nocy, czy też po świętowaniu. Cóż, mamy wolność religijną w naszym państwie (choć są równi i równiejsi w tym przypadku). Jeżeli dana osoba jest katolikiem, jest głęboko wierząca, proszę bardzo, niech więc zabarykaduje się w swoim domu i pomodli. Jednak nie każdy musi mieć poglądy takie, jak ona. Każdy z nas ma wolną wolę, co mówi nawet katolicyzm, więc i wolność wyboru. Jeśli więc dana osoba nie ma identycznego światopoglądu, co Ty, warto by było dać jej i sobie żyć. Każdy niech wierzy w co chce. I do momentu, gdy nie krzywdzimy tym drugiej istoty żyjącej wszystko jest ok, bez względu na to, jak bardzo dla każdego z nas dany pogląd może być nonsensowny.

A więc...


Czy Halloween jest złe? Według mnie nie, bo cóż złego może być w przebieraniu się? To taki nasz drugi karnawał. W końcu to święto jest teraz już elementem popkultury, nie, jak kiedyś, czyichś tradycji. Mamy tak mało okazji do wspólnej zabawy, tak bardzo zabiegany i szary tryb życia, że każdemu z nas należy się chwila dla rodziny i znajomych przy wspólnych wygłupach. Z resztą oba święta (Halloween i Wszystkich Świętych) da się ze sobą pogodzić (a i znaleźć czas na Dziady). 


Tak więc świętującym życzę super zabawy, a przeciwnikom dużo cierpliwości. ;)


Nela.

PS.?


Wpis nie ma na celu obrażenia czyichś uczuć, a jedynie ma za zadanie w sposób zdystansowany i humorystyczny przedstawić nonsensowność kontrargumentów związanych z Halloween. Jeżeli już chcemy, moi Drodzy, komuś czegoś zakazywać w wolnym państwie, potrafmy to w sposób racjonalny zaargumentować.


I jeszcze OGŁOSZENIE PARAFIALNE :D : Po praaawie dwóch dniach nieobecności, jak widać, powróciłam! Od wczorajszego poranka usiłowałam w wolnych chwilach sklecić jakiś ciekawy poważny post. Jednak pierwsza część tygodnia jest dla mnie zbyt męcząca i pracowita, by chociaż na wieczór dodać taki wpis. Postanowiłam uprościć sobie sprawę! ;) Bo przecież w te dni mogę pisać luźniejsze teksty. 


niedziela, 23 października 2016

#czarnyprotest cz.II

Hej
Temat Czarnego Protestu jest dość przedawniony, a ja szczerze mówiąc dość sporo się w nim wypowiadałam. Cóż, wątek tak czy siak trzeba skończyć.
W poprzednim wpisie pisałam o aborcji (Aborcja - czyli o #czarnyprotest, cz.I <- klik i możesz przeczytać ;) ), a teraz czas na pozostałe wątki dotyczące ustawy antyaborcyjnej. 

Sądzenie kobiet po poronieniu.


Postawcie się w sytuacji, kiedy to jesteście kobietą i macie urodzić wyczekiwane od lat dziecko. Cieszycie się z tego, iż maleństwo ma przyjść na świat. I nagle coś się dzieje... Budzicie się rano i wody Wam odchodzą pomimo, że to dopiero np. 7 miesiąc. Krwawicie. Przerażenie, ręce drżą, łzy w oczach. Dzwonicie na pogotowie, bądź osoba bliska zawozi Was do szpitala. W szpitalu macie badania, z których wynika, że Wasze dziecko jest martwe. Leżycie więc na sali kolejne godziny, niekiedy doby, by w bólu, albo przy odrobinie szczęścia i bez niego, urodzić Wasze umarłe maleństwo. Wasze życie traci sens. Czujecie się winni. Wasze małżeństwo, jak często się zdarza w takich sytuacjach, jest na skraju. Przeżywacie swój osobisty dramat.

I wtedy, po porodzie, stawiają Wam zarzuty zabicia WŁASNEGO DZIECKA! Jak się czujecie? Co się z Wami wtedy dzieje? Czy to jest ludzkie?! Czy to też możemy uznać za obronę życia? Psucie i tak ciężkiego stanu psychicznego takiej kobiety?! Już może mieć stany depresyjne, a co dopiero w takiej sytuacji. A co, jeśli nie wytrzyma i sama odbierze sobie życie? Wciąż obrona życia?


Zakaz badań prenatalnych oraz leczenia w okresie płodowym.


Zaraz zaraz... Zakazać mają nam aborcji pod przykrywką ochrony życia. Więc czy zakaz badań i leczenia naszych maleństw, gdy będą one w naszych łonach, a tym samym skazywanie ich na choroby, czy śmierć, jest ok? Mamy XXI wiek! Korzystajmy z postępu! Dziecko jest dzieckiem od momentu poczęcia, więc przysługuje mu prawo do leczenia, które chcą mu odebrać. Czy więc nie ma w tym wielkiej sprzeczności.


Zakaz in vitro.


Chyba nie możemy powiedzieć, że jest to chemia i co nie tylko... A jeżeli ktoś nadal tak sądzi, polecam zapoznać się ze znaczeniem tej nazwy. Sama pochodzę z rodziny, gdzie był nie tylko problem bezpłodności, ale i konfliktu serologicznego. I jest to coś całkiem normalnego. Dzieci niekiedy rodzą się mimo tego. Ja właśnie się urodziłam. Jednak mama, by móc mnie urodzić, przyjmowała leki hormonalne. Do dziś nie wiadomo, czy ginekolog był tak niedoinformowany, czy ukrył przed mamą fakt, że nie może przyjmować leków hormonalnych. (obciążenia w wywiadzie rodzinnym chorobami, przy których przyjmowanie hormonów grozi śmiercią. Dlaczego? Otóż może prowadzić do skrzeplin, które to mogą trafić np. do serca i wywołać zawał, albo np. do mózgu, wywołując niedotlenienie, bądź tętniaka, a więc w następstwach wylew krwi do mózgu). Możliwe jest również, że mama leki te przyjmowała, wiedząc o następstwach. Szczerze mówiąc nie zdziwiłabym się, gdyby tak właśnie było. Sama, choć jestem bardzo młoda, wiem, że zaryzykowałabym własne życie, by urodzić maleństwo. Mama bardzo pragnęła dziecka, więc nie sądzę, aby zagrożenie życia ją przeraziło na tyle, aby zrezygnować. Mama umarła, gdy miałam 7 lat. Kilku ginekologów potwierdzało, że na 90% spowodowane to było długotrwałym leczeniem hormonalnym w przeszłości.A dlaczego o tym piszę? Aby pokazać Wam, że leczenie bezpłodności hormonami nie zawsze jest skuteczne. Ba, niektórzy nie mogą sobie na takie leczenie pozwolić, aby nie zagrozić swojemu życiu. W dodatku są przypadki, kiedy hormony to już za mało. Dlaczego mamy zakazywać takim ludziom, aby posiadali własne dzieci? Ja nie mam nic przeciwko temu, abym urodziła się z in vitro. Znam kilka rodzin, które skorzystały z tej możliwości i są szczęśliwe.


Podsumowując...


Przedstawiłam Wam, czym jest ustawa antyaborcyjna. Sami chyba widzicie, że nie powinna wejść w życie. I nie weszła! Chodzą pogłoski, że ta ustawa miała tylko odwrócić uwagę od ustawy CETA. Ile w tym prawdy? Nie wiem. Wiem natomiast, że każda sprawa, każda dosłownie ustawa, która ma wejść w życie, bądź być na etapie "przepychania", nie powinna zostać przez nas niezauważona. To my jesteśmy Polakami, żyjemy w Polsce, w naszej ojczyźnie, w państwie demokratycznym, co zapewnia nam Konstytucja, więc walczmy o swoje prawa i nie pozwalajmy, by coś, co  ma nam zaszkodzić, weszło w życie. Nie ważne, czy będzie to ustawa antyaborcyjna, czy CETA. 


PS. O prowadzących protesty.


W wielkim skrócie. Panie, które nie wiedzą, o co walczą i kompromitują się przed kamerą. Zbiorowisko, które chce pod przykrywką marszu, przepchnąć swoje poglądy i zrobić sobie darmową autoreklamę. Czy byłam na proteście? O jeden zahaczyłam. Jednak nie dla Pań prowadzących, a dla słusznej sprawy niedopuszczenia do przejścia tej ustawy.


Pozdrawiam, Nela.

sobota, 22 października 2016

Aborcja - czyli o #czarnyprotest, cz.I

Hej

Czy jestem za aborcją? Nie. Czy jestem przeciwko aborcji? Również nie. Ten temat jest na tyle złożony, że najwłaściwszą, moim zdaniem, postawą wobec niego jest bycie gdzieś pomiędzy. Co mam na myśli tak twierdząc? Może zacznijmy od 3 podstawowych, na dzień dzisiejszych legalnych powódek do aborcji.

Usuwanie ciąży po gwałcie.


Nikt nie powinien zakazywać aborcji osobie, która w wyniku gwałtu zachodzi w ciąże. Nie wiemy, co taka kobieta czuje. Możemy jedynie się domyślać, jako inny człowiek, czy reprezentantki tej samej płci. Jednak nigdy nie mamy pewności w 100% jak dana osoba sobie radzi z sytuacją. Powiecie: "A gdzie obrona życia?". Zadajcie więc sobie pytania: "Czy urodzenie się dziecka gwarantuje mu życie? Czy przyszła matka (z zapewne stanami depresyjnymi) widząc codziennie dziecko, nie zrobi mu krzywdy, bądź sobie?". 

Aborcja w przypadku narażenia życia matki lub dziecka, bądź obojga z nich.


W tym przypadku nigdy nie może być mowy o obronie życia, bo zakazując usunięcia ciąży, skazujemy na śmierć matkę, więc wcale go (życia) nie obronimy. A pozwalając na aborcję, nie obronimy życia dziecka. Dlatego nic w tym przypadku nie można zrobić. Zawsze ktoś straci życie. No, chyba że zarówno matka, jak i dziecko, będą mieli sporo szczęścia.

Usunięcie ciąży, gdy dziecko ma urodzić się chore.


Kobieta, czy też jej rodzina, boją się narodzenia chorego dziecka. Dlaczego? Otóż dlatego, że takim dzieckiem trzeba zaopiekować się w szczególny sposób. Do tego leki, specjalne podjazdy w przypadku maleństwa na wózku inwalidzkim, rehabilitacje... Każdy ma się prawo bać w kraju, gdzie zasiłek rodzinny jest groszową sprawą, a dofinansowanie dla dziecka niepełnosprawnego często jeszcze niższe. Któreś z rodziców musi w dodatku zrezygnować z pracy, by zająć się maluszkiem, co pozytywnie nie wpływa na zasób finansowy. 500+ niewiele w tym przypadku załatwia. Już nie wspominając o przeciążeniach i problemach chociażby z kręgosłupem po latach wychowywania takiego dziecka. Dofinansowania powinny wzrosnąć, a 500+ zostać przyznawane od pierwszego dziecka. To spowodowałoby zmniejszenie lęku związanego z posiadaniem chorego dziecka. Dodatkowo zapewnienie miejsc w ośrodkach rehabilitacyjnych, czy szkołach specjalnych. Jednak co poza tym?

Jak w odpowiedni sposób sprawić, by aborcji było mniej?


Środki finansowe to jedno, ale jest coś ważniejszego. Co? Poza musem nadzoru ginekologicznego nad kobietą w ciąży i 6-cio miesięcznym nadzorem położnej, wprowadzenie musu kontroli psychologicznej od początku ciąży do pół roku po porodzie. Dodatkowo psycholog ten powinien być na nfz. Gabinety przecież mogą być nawet obok ginekologicznych. Rozwiązało by to nie tylko problem związany z liczbą aborcji (w przypadku aborcji uzasadnionych, ale i usuwania ciąży przez kobiety, które po prostu wpadły i nie chcą dziecka- a takiej aborcji zdecydowanie nie pochwalam), szoków oraz depresji poporodowych, czy (choć z tym nie związane) braku pracy dla psychologów.

Podsumowując...


Ktoś, kto opowiada się za życiem, powinien się zastanowić, kiedy te życie faktycznie bronimy. Ja jestem za życiem i dlatego rozpatruję to inaczej. Nie potrzebujemy zaostrzenia prawa związanego z aborcją!


Nela

Coraz bliżej wrzesień - czyli nauczyciele, część dalsza koncertu życzeń.

Hej Dzisiaj tematyka powszechnie znana i pół na pół lubiana - strajk nauczycieli. Co spotkało dzieci i młodzież na wiosnę, co trwało w ...