środa, 26 października 2016

Dzień Wszystkich Świętych- Czy to już komercja?

Hej ;)

Jak wspomniałam we wczorajszym wpisie dotyczącym Halloween (<- klik i możesz przeczytać ;) ), chciałabym poruszyć temat Dnia Wszystkich Świętych i jego komercjalnych aspektów. Czy to wciąż katolickie, a za razem polskie święto? A może już komercha? Czy nasze państwo oraz wszelkie markety działają właściwie?

 

Handel a Dzień Wszystkich Świętych.

Mniej więcej 2 tygodnie przed tym świętem w gazetkach różnych sklepów odnajdujemy przeceny zniczy, kwiatów itp. drobiazgów, które mamy postawić 1 listopada na grobach naszych bliskich. W tym roku jednak sieci handlowe przechodzą same siebie! Około 10 października w telewizji oglądać mogliśmy już spadające listki i inne symbole oznaczające jesień, a wśród nich stały (Uwaga!!! Uwaga!!!!) znicze. Co więcej, sklepy nie czekały nawet na reklamy telewizyjne! Bo i po co?! Od razu z dniem 1 października wyjechały ze swoimi, jakże cudownymi, promocjami! Ok, to teraz zadajmy sobie pytania: "Czy to święto nadal prowadzi do zadumy? Do wspominania zmarłych? Czy może do kalkulacji finansowych?".

Nasze państwo, a raczej koncerny handlowe, czy medialne, mają to do siebie, że, mówiąc potocznie- "trzepią na nas hajsy" (jeśli nie rozumiesz, czyt. próbują zarobić z Twoich funduszy w imię... no właśnie, czego imię?) pod pretekstem świąt! W końcu, skoro potrafią zarabiać na tragedii w Smoleńsku, więc na śmierci polskiej elity, albo na Janie Pawle II, który, de facto, nie żyje, to kto zabroni handlowcom dorobić się na śmierci naszych bliskich? O Halloween mówimy: "komercha". Ale czy Wszystkich Świętych też już się o nią nie ociera?

 

Komercjalizacja święta 1 listopada?


A gdzie ta komercha? Spójrzmy na naszych bliskich (żyjących). Czy każdy z nich maszeruje na cmentarz z zadumą? Zamyślony nad własnym życiem? Czy tego dnia usiądzie z rodziną i powspomina dawnych członków rodziny, którzy odeszli? No raczej w dużej mierze nie. Część z nas, jeżeli nie większość, zapomniała o sensie tego święta. Dla jednych może to być dzień odwiedzenia kościoła, ale i odwiedzin cmentarza, dla innych tylko odwiedzin cmentarza. I chociaż święto to jest nacechowane religijnie, to każdy z nas może świętować je w każdym dogodnym dla siebie wymiarze! Tylko czy odwiedziny grobów, bo "trzeba się pokazać", albo konkurs "Kto kupi najpiękniejsze kwiaty/ znicze", są świętowaniem? (Oj, ale ważne! Przy tym ekonomiczność! Duże, piękne, ale najlepiej za grosze! Tylko nikt nie może się dowiedzieć, że to z przeceny.) W pewnym stopniu tak, ale świętowaniem swojej pogoni za byciem najlepszym, świętowaniem swojego życia na pokaz, bo na pewno nie wspomnień, czy chęci "podarowania" czegoś od serca osobie zmarłej.

 

Na koniec...


Proszę Was o zastanowienie się, czego dotyczy dzień 1 listopada. Podpowiem- ma charakter symboliczny (a przynajmniej dla mnie). Nie oznacza, że tego dnia musisz być na cmentarzu, ale fajnie by było, gdybyś się tam jednak pojawił/ pojawiła. I nie dlatego, bo tak wypada, ale dlatego, że ludzie, którzy umarli, zapewne za życia potrafili znaleźć dla nas czas. Więc i my moglibyśmy wygospodarować trochę tego czasu. Nie po to, by postawić giga znicz z przeceny. (Wierzcie mi, to kompletnie nie ma znaczenia! To Wasi bliscy, więc co za różnica, czy za znicz dacie 2 złote więcej, czy mniej? Nie bądźmy cebulaczkami! Tak samo jest co do "cudowności" Waszych zakupów. Mogą one być najpiękniejsze na świecie, ale jeżeli nie "darujecie" ich prosto z serca, to lepiej nic nie kupujcie) Wybierzcie się na cmentarz, by powspominać zmarłych, osprzątnąć ich groby- po prostu by okazać pamięć. Święto to ma nam przypomnieć, że gdzieś na dnie naszych serc wciąż są ludzie, którzy stali się już prochem. I nie ważne, czy wierzymy w życie po życiu, czy też nie. Ważne, że nasze wspomnienia sprawiają, iż są oni wciąż w jakiś sposób żywi.

Nela.

wtorek, 25 października 2016

Halloween.

Hej ;)

Kalendarze większości Polaków informują już o 1 listopada- powszechnie nazywanym Dniem Wszystkich Świętych. W związku z tym nabywamy znicze i inne drobiazgi, które za tydzień postawimy na grobach naszych bliskich zmarłych. (Temat z tym związany poruszę za kilka dni) Jednak "większość" nie oznacza "wszyscy". Niektórzy z nas przecież świętują jeszcze jedno święto, które, chociaż jedynie o jeden dzień, jest bliżej w kalendarzu. Halloween.Pomińmy więc historię tego święta, bo to każdy z nas może wyszukać w wikipedii, czy na innych tego typu stronach. Skupmy się jednak pytaniu: "Czy to święto powinno się obchodzić?"

Jakiego argumentu przeciw używają najczęściej Polacy?


Nikogo to raczej nie zdziwi. Najczęstszym argumentem przeciwko Halloween jest to, że przecież to nie jest nasze święto. Powoływanie się na przodków, na tradycję itp. I to jest chyba najśmieszniejsze! Skoro mówimy o tradycji, warto by było wspomnieć, że nasi przodkowie obchodzili zupełnie inne święta, niż te, które często ma na myśli osoba przytaczająca ten argument! A w tym przypadku? Dziady! Otóż nie jest to jedynie tytuł książki Mickiewicza. Nasi przodkowie wierzyli, że duchy zmarłych nawiedzają swoje dawne domostwa przez niektóre dni w roku. Z uwagi na to, m. in. w maju oraz w nocy z 31 października na 1 listopada, usiłowali na tym skorzystać. Jak? Zdobywając ochronę i swego rodzaju przychylność zmarłych. Nie należało to jednak do rzeczy prostych. Najważniejszą częścią obchodów było nawiązanie kontaktu z duchami odwiedzającymi dane domostwo. Gdy to się im udało, czekało ich wyzwanie w postaci przypodobania się duszy. Spełniali więc prośby swoich gości z zaświatów, z nadzieją, że to zapewni im opiekę ducha nad nimi i ich domostwem.

Dzisiaj Dziady są obchodzone tylko w niektórych regionach Polski. Oczywiście już nie w takiej formule, jak kiedyś. Teraz owo świętowanie polega na zebraniu się przy ognisku w nocy z 31 października na 1 listopada i opowiadaniu sobie wzajemnie strasznych historii oraz opowieści o przodkach itp.

Katolickie argumenty przeciwko Halloween.


Katolicy zwykli twierdzić, że ludzie świętujący Halloween czczą szatana. Osobiście nigdy nie widziałam, aby przeciętny przebieraniec bił pokłony, czy odprawiał rytuały. Pozostaje jednak możliwość nieświadomego czczenia. Tylko zastanawiające jest to, że środkiem tego czczenia mają być kolorowe stroje, zabawne piżamki-pajace, czy kredki, którymi pomalowaliśmy sobie twarz. :D Ksiądz Natanek by się nie zgodził ze zwolennikami tej teorii. W końcu "Czarny jest zły. [...] Czarny jaki piekło, czerwony jak ogień.". Wychodzi na to, że jak założymy np. żółty strój, bądź pomalujemy się np. fioletową kredką, to już jesteśmy bezpieczni. Uff. A piżamki? Na stos!

Drugi argument przeciw? Wzmożona liczba opętań tej nocy, czy też po świętowaniu. Cóż, mamy wolność religijną w naszym państwie (choć są równi i równiejsi w tym przypadku). Jeżeli dana osoba jest katolikiem, jest głęboko wierząca, proszę bardzo, niech więc zabarykaduje się w swoim domu i pomodli. Jednak nie każdy musi mieć poglądy takie, jak ona. Każdy z nas ma wolną wolę, co mówi nawet katolicyzm, więc i wolność wyboru. Jeśli więc dana osoba nie ma identycznego światopoglądu, co Ty, warto by było dać jej i sobie żyć. Każdy niech wierzy w co chce. I do momentu, gdy nie krzywdzimy tym drugiej istoty żyjącej wszystko jest ok, bez względu na to, jak bardzo dla każdego z nas dany pogląd może być nonsensowny.

A więc...


Czy Halloween jest złe? Według mnie nie, bo cóż złego może być w przebieraniu się? To taki nasz drugi karnawał. W końcu to święto jest teraz już elementem popkultury, nie, jak kiedyś, czyichś tradycji. Mamy tak mało okazji do wspólnej zabawy, tak bardzo zabiegany i szary tryb życia, że każdemu z nas należy się chwila dla rodziny i znajomych przy wspólnych wygłupach. Z resztą oba święta (Halloween i Wszystkich Świętych) da się ze sobą pogodzić (a i znaleźć czas na Dziady). 


Tak więc świętującym życzę super zabawy, a przeciwnikom dużo cierpliwości. ;)


Nela.

PS.?


Wpis nie ma na celu obrażenia czyichś uczuć, a jedynie ma za zadanie w sposób zdystansowany i humorystyczny przedstawić nonsensowność kontrargumentów związanych z Halloween. Jeżeli już chcemy, moi Drodzy, komuś czegoś zakazywać w wolnym państwie, potrafmy to w sposób racjonalny zaargumentować.


I jeszcze OGŁOSZENIE PARAFIALNE :D : Po praaawie dwóch dniach nieobecności, jak widać, powróciłam! Od wczorajszego poranka usiłowałam w wolnych chwilach sklecić jakiś ciekawy poważny post. Jednak pierwsza część tygodnia jest dla mnie zbyt męcząca i pracowita, by chociaż na wieczór dodać taki wpis. Postanowiłam uprościć sobie sprawę! ;) Bo przecież w te dni mogę pisać luźniejsze teksty. 


niedziela, 23 października 2016

#czarnyprotest cz.II

Hej
Temat Czarnego Protestu jest dość przedawniony, a ja szczerze mówiąc dość sporo się w nim wypowiadałam. Cóż, wątek tak czy siak trzeba skończyć.
W poprzednim wpisie pisałam o aborcji (Aborcja - czyli o #czarnyprotest, cz.I <- klik i możesz przeczytać ;) ), a teraz czas na pozostałe wątki dotyczące ustawy antyaborcyjnej. 

Sądzenie kobiet po poronieniu.


Postawcie się w sytuacji, kiedy to jesteście kobietą i macie urodzić wyczekiwane od lat dziecko. Cieszycie się z tego, iż maleństwo ma przyjść na świat. I nagle coś się dzieje... Budzicie się rano i wody Wam odchodzą pomimo, że to dopiero np. 7 miesiąc. Krwawicie. Przerażenie, ręce drżą, łzy w oczach. Dzwonicie na pogotowie, bądź osoba bliska zawozi Was do szpitala. W szpitalu macie badania, z których wynika, że Wasze dziecko jest martwe. Leżycie więc na sali kolejne godziny, niekiedy doby, by w bólu, albo przy odrobinie szczęścia i bez niego, urodzić Wasze umarłe maleństwo. Wasze życie traci sens. Czujecie się winni. Wasze małżeństwo, jak często się zdarza w takich sytuacjach, jest na skraju. Przeżywacie swój osobisty dramat.

I wtedy, po porodzie, stawiają Wam zarzuty zabicia WŁASNEGO DZIECKA! Jak się czujecie? Co się z Wami wtedy dzieje? Czy to jest ludzkie?! Czy to też możemy uznać za obronę życia? Psucie i tak ciężkiego stanu psychicznego takiej kobiety?! Już może mieć stany depresyjne, a co dopiero w takiej sytuacji. A co, jeśli nie wytrzyma i sama odbierze sobie życie? Wciąż obrona życia?


Zakaz badań prenatalnych oraz leczenia w okresie płodowym.


Zaraz zaraz... Zakazać mają nam aborcji pod przykrywką ochrony życia. Więc czy zakaz badań i leczenia naszych maleństw, gdy będą one w naszych łonach, a tym samym skazywanie ich na choroby, czy śmierć, jest ok? Mamy XXI wiek! Korzystajmy z postępu! Dziecko jest dzieckiem od momentu poczęcia, więc przysługuje mu prawo do leczenia, które chcą mu odebrać. Czy więc nie ma w tym wielkiej sprzeczności.


Zakaz in vitro.


Chyba nie możemy powiedzieć, że jest to chemia i co nie tylko... A jeżeli ktoś nadal tak sądzi, polecam zapoznać się ze znaczeniem tej nazwy. Sama pochodzę z rodziny, gdzie był nie tylko problem bezpłodności, ale i konfliktu serologicznego. I jest to coś całkiem normalnego. Dzieci niekiedy rodzą się mimo tego. Ja właśnie się urodziłam. Jednak mama, by móc mnie urodzić, przyjmowała leki hormonalne. Do dziś nie wiadomo, czy ginekolog był tak niedoinformowany, czy ukrył przed mamą fakt, że nie może przyjmować leków hormonalnych. (obciążenia w wywiadzie rodzinnym chorobami, przy których przyjmowanie hormonów grozi śmiercią. Dlaczego? Otóż może prowadzić do skrzeplin, które to mogą trafić np. do serca i wywołać zawał, albo np. do mózgu, wywołując niedotlenienie, bądź tętniaka, a więc w następstwach wylew krwi do mózgu). Możliwe jest również, że mama leki te przyjmowała, wiedząc o następstwach. Szczerze mówiąc nie zdziwiłabym się, gdyby tak właśnie było. Sama, choć jestem bardzo młoda, wiem, że zaryzykowałabym własne życie, by urodzić maleństwo. Mama bardzo pragnęła dziecka, więc nie sądzę, aby zagrożenie życia ją przeraziło na tyle, aby zrezygnować. Mama umarła, gdy miałam 7 lat. Kilku ginekologów potwierdzało, że na 90% spowodowane to było długotrwałym leczeniem hormonalnym w przeszłości.A dlaczego o tym piszę? Aby pokazać Wam, że leczenie bezpłodności hormonami nie zawsze jest skuteczne. Ba, niektórzy nie mogą sobie na takie leczenie pozwolić, aby nie zagrozić swojemu życiu. W dodatku są przypadki, kiedy hormony to już za mało. Dlaczego mamy zakazywać takim ludziom, aby posiadali własne dzieci? Ja nie mam nic przeciwko temu, abym urodziła się z in vitro. Znam kilka rodzin, które skorzystały z tej możliwości i są szczęśliwe.


Podsumowując...


Przedstawiłam Wam, czym jest ustawa antyaborcyjna. Sami chyba widzicie, że nie powinna wejść w życie. I nie weszła! Chodzą pogłoski, że ta ustawa miała tylko odwrócić uwagę od ustawy CETA. Ile w tym prawdy? Nie wiem. Wiem natomiast, że każda sprawa, każda dosłownie ustawa, która ma wejść w życie, bądź być na etapie "przepychania", nie powinna zostać przez nas niezauważona. To my jesteśmy Polakami, żyjemy w Polsce, w naszej ojczyźnie, w państwie demokratycznym, co zapewnia nam Konstytucja, więc walczmy o swoje prawa i nie pozwalajmy, by coś, co  ma nam zaszkodzić, weszło w życie. Nie ważne, czy będzie to ustawa antyaborcyjna, czy CETA. 


PS. O prowadzących protesty.


W wielkim skrócie. Panie, które nie wiedzą, o co walczą i kompromitują się przed kamerą. Zbiorowisko, które chce pod przykrywką marszu, przepchnąć swoje poglądy i zrobić sobie darmową autoreklamę. Czy byłam na proteście? O jeden zahaczyłam. Jednak nie dla Pań prowadzących, a dla słusznej sprawy niedopuszczenia do przejścia tej ustawy.


Pozdrawiam, Nela.

sobota, 22 października 2016

Aborcja - czyli o #czarnyprotest, cz.I

Hej

Czy jestem za aborcją? Nie. Czy jestem przeciwko aborcji? Również nie. Ten temat jest na tyle złożony, że najwłaściwszą, moim zdaniem, postawą wobec niego jest bycie gdzieś pomiędzy. Co mam na myśli tak twierdząc? Może zacznijmy od 3 podstawowych, na dzień dzisiejszych legalnych powódek do aborcji.

Usuwanie ciąży po gwałcie.


Nikt nie powinien zakazywać aborcji osobie, która w wyniku gwałtu zachodzi w ciąże. Nie wiemy, co taka kobieta czuje. Możemy jedynie się domyślać, jako inny człowiek, czy reprezentantki tej samej płci. Jednak nigdy nie mamy pewności w 100% jak dana osoba sobie radzi z sytuacją. Powiecie: "A gdzie obrona życia?". Zadajcie więc sobie pytania: "Czy urodzenie się dziecka gwarantuje mu życie? Czy przyszła matka (z zapewne stanami depresyjnymi) widząc codziennie dziecko, nie zrobi mu krzywdy, bądź sobie?". 

Aborcja w przypadku narażenia życia matki lub dziecka, bądź obojga z nich.


W tym przypadku nigdy nie może być mowy o obronie życia, bo zakazując usunięcia ciąży, skazujemy na śmierć matkę, więc wcale go (życia) nie obronimy. A pozwalając na aborcję, nie obronimy życia dziecka. Dlatego nic w tym przypadku nie można zrobić. Zawsze ktoś straci życie. No, chyba że zarówno matka, jak i dziecko, będą mieli sporo szczęścia.

Usunięcie ciąży, gdy dziecko ma urodzić się chore.


Kobieta, czy też jej rodzina, boją się narodzenia chorego dziecka. Dlaczego? Otóż dlatego, że takim dzieckiem trzeba zaopiekować się w szczególny sposób. Do tego leki, specjalne podjazdy w przypadku maleństwa na wózku inwalidzkim, rehabilitacje... Każdy ma się prawo bać w kraju, gdzie zasiłek rodzinny jest groszową sprawą, a dofinansowanie dla dziecka niepełnosprawnego często jeszcze niższe. Któreś z rodziców musi w dodatku zrezygnować z pracy, by zająć się maluszkiem, co pozytywnie nie wpływa na zasób finansowy. 500+ niewiele w tym przypadku załatwia. Już nie wspominając o przeciążeniach i problemach chociażby z kręgosłupem po latach wychowywania takiego dziecka. Dofinansowania powinny wzrosnąć, a 500+ zostać przyznawane od pierwszego dziecka. To spowodowałoby zmniejszenie lęku związanego z posiadaniem chorego dziecka. Dodatkowo zapewnienie miejsc w ośrodkach rehabilitacyjnych, czy szkołach specjalnych. Jednak co poza tym?

Jak w odpowiedni sposób sprawić, by aborcji było mniej?


Środki finansowe to jedno, ale jest coś ważniejszego. Co? Poza musem nadzoru ginekologicznego nad kobietą w ciąży i 6-cio miesięcznym nadzorem położnej, wprowadzenie musu kontroli psychologicznej od początku ciąży do pół roku po porodzie. Dodatkowo psycholog ten powinien być na nfz. Gabinety przecież mogą być nawet obok ginekologicznych. Rozwiązało by to nie tylko problem związany z liczbą aborcji (w przypadku aborcji uzasadnionych, ale i usuwania ciąży przez kobiety, które po prostu wpadły i nie chcą dziecka- a takiej aborcji zdecydowanie nie pochwalam), szoków oraz depresji poporodowych, czy (choć z tym nie związane) braku pracy dla psychologów.

Podsumowując...


Ktoś, kto opowiada się za życiem, powinien się zastanowić, kiedy te życie faktycznie bronimy. Ja jestem za życiem i dlatego rozpatruję to inaczej. Nie potrzebujemy zaostrzenia prawa związanego z aborcją!


Nela

Coraz bliżej wrzesień - czyli nauczyciele, część dalsza koncertu życzeń.

Hej Dzisiaj tematyka powszechnie znana i pół na pół lubiana - strajk nauczycieli. Co spotkało dzieci i młodzież na wiosnę, co trwało w ...